W tłusty czwartek porozmawiajmy o smakołykach dla zwierząt
Zwierzęta we wrocławskim zoo zjadają rocznie około 1 000 ton żywności. Najwięcej jest zielonki, siana i lucerny – łącznie 250 ton oraz warzyw – 150 ton. Specjalista ds. diety opowiedziała dzisiaj o tym co i ile lubią jeść mieszkańcy ogrodu oraz o najbardziej zaskakujących dietach.
Na spotkaniu z mediami pracownicy zoo zaprezentowali kilkadziesiąt produktów, które na co dzień jedzą zwierzęta. Jednak nim Karolina Kasprzak – specjalista ds. żywienia zwierząt, opowiedziała o nich, podkreślono, że żywienie zwierząt w zoo to coś więcej niż przyrządzenie i podanie na misce jedzenia. To przede wszystkim właściwy dobór składników, stałe dostawy – w „świątek, piątek i niedzielę” oraz właściwe podanie pokarmu, np. poprzez ukrycie na wybiegu.
Okazuje się, że żywienie zwierząt w zoo to temat na którym niejedna osoba mogłaby zrobić doktorat, a nawet profesurę. Głównym problemem jest to, że choć znamy tak wiele gatunków dzikich zwierząt, to wiedzę na temat ich biologii, zachowań czy właśnie diety, wciąż trzeba pogłębiać. Są przedstawiciele dzikiej przyrody, o których wiadomo niemal wszystko i ustalenie diety dla nich, to kwestia otwarcia podręcznika i zastosowania przepisów. Są jednak takie, o których wszystko co mówimy wymaga przysłówka „prawdopodobnie”. Jak radzić sobie w takich sytuacjach?
– Wiedzę o pożywieniu dla poszczególnych gatunków zwierząt czerpiemy głównie ze wspólnego doświadczenia ogrodów zoologicznych zrzeszonych w światowym i europejskim stowarzyszeniu. Mamy wspólną bazę oraz bezpośredni kontakt ze specjalistami do spraw diety zwierząt w każdym z ogrodów. Źródłem są również opracowania naukowe dotyczące poszczególnych gatunków zwierząt. Jeśli nie ma w nich szczegółów dotyczących diety, to możemy np. na podstawie systematyki sprawdzić do jakiego innego gatunku jest ten zbliżony i stosować zbliżoną dietę. – mówi Karolina Kasprzak, specjalista ds. dietetyki we wrocławskim zoo.
Uproszczając można powiedzieć, że diety zwierząt dostosowane powinny być do tego co zwierzęta mogą spotkać w środowisku naturalnym. Jednak co, kiedy zwierzę pochodzące z klimatu tropikalnego mieszka w polskim zoo, skąd wziąć odpowiedni pokarm?
– W diecie naszych mieszkańców bazą jest to, co można wyhodować w Polsce. Opracowujemy alternatywną dietę opartą o krajowe produkty, a jeśli to się nie sprawdza, wówczas sprowadzamy pokarm. Czasami są to naturalne produkty jak kalmary dla kotików, które przyjeżdżają do nas aż z Kalifornii, a czasem są to specjalne granulaty z afrykańską akacją, a czasem specjalna mieszanka jak w przypadku mrówników. – opowiada Kasprzak.
Podsumowując, 8 000 zwierząt zjada w ciągu roku 1 000 ton żywności. To setki produktów, wśród których znajdują się warzywa, owoce, ryby, mięso, skorupiaki, bezkręgowce, granulaty oraz suplementy diety.
Największymi głodomorami we wrocławskim zoo są manaty. Dzienny tonaż pokarmu dla 4 dorosłych i dwóch młodych to 153 kg! Na codzienną bazę pokarmową składają się 135 kg sałaty masłowej, 10 kg zielonki z kukurydzy i 8 kg miksu warzyw oraz sałaty pekińskiej i rzymskiej. Wśród podawanych im warzyw są: jarmuż, seler naciowy, marchew, papryka, brokuły, kalafior, cykoria i koper włoski. Jednak to nie wszystko, bo dietę uzupełniają też buraki i kukurydza, a także frutti di mare czyli w tym wypadku małże.
– Dieta manatów w naszym ogrodzie jest bardzo urozmaicona. W okresie letnim zmieniamy procentowo ilość kukurydzy w stosunku do sałaty obniżając kaloryczność posiłków. Oczywiście, w zależności od dnia i od osobniczych upodobań, każdy manat codziennie ma chrapkę na coś innego. Są jednak pewniaki które lubi każdy jak burak, papryka, kalafior, czy brokuł, bez względu na porę roku. Najciekawszym elementem ich diety jest, moim zdaniem, galaretka z mieszanki morskiej z agarem. Największym wyzwaniem zaś mleko dla młodych, które zstępuje pokarm matki. Jego skład opracowali nasi koledzy z Australii i stamtąd je właśnie sprowadzamy. – mówi Marcin Matuszak opiekun manatów w Zoo Wrocław.
Największymi dziwakami żywieniowymi wydają się mrówniki. To zwierzęta pochodzące z Afryki, które w naturze żywią się przede wszystkimi spotykanymi tam gatunkami mrówek i termitów. W Polsce są one niedostępne i nie można ich zastąpić naszymi bezkręgowcami.
– Mrówniki to dość rzadki gatunek w ogrodach zoologicznych. Uważany jest za trudny w hodowli, a do tego jest to specjalista żywieniowy. Nie powstał jeszcze jeden typ pokarmu dla mrówników, a każdy ogród sam przygotowuje ich dietę. W naszym zoo jest to mieszanka„zupa” w skład której wchodzi sucha karma dla psów, płatki owsiane i kukurydziane, gammarus oraz specjalistyczny, gotowy pokarm w formie proszku dla mrówkojadów i mrówników, dla uzupełnienia witamin i minerałów. Całość jest zalewana wodą i odstawiana do czasu rozmięknięcia wszystkich składników, a następnie mielona do uzyskania konsystencji zupy-kremu. Wypracowanie tego specyfiku, z uwzględnieniem proporcji wszystkich składników zawiniających odpowiednie wartości odżywcze, zajęło kilka lat, ale warto było. Po pierwsze to bardzo interesujące zwierzęta, a po drugi ich sytuacja w środowisku naturalnym dynamicznie się pogarsza. – mówi Monika Górska, opiekun mrówników.
Najbardziej zaskakującym posiłkiem wydaje się być żel dla ryb, którego głównym składnikiem są glony.
– Niby nic nadzwyczajnego, ot zamawiamy opakowanie żelu jako pokarmu dla kilku gatunków ryb mieszkających w akwarium Malawi. Jednak to użycie żelu jest zaskakujące. Otóż musimy wyciągać ze zbiornika kamienie, smarować je tym żelem, poczekać, aż wyschną i wtedy umieszczać je z powrotem. Tak codziennie! Jest to konieczność, ponieważ te gatunki ryb żywią się w ten sposób, że zgryzają pokarm z kamieni. – opowiada Jakub Kordas, kierownik akwariów w zoo.
Jak by na to nie spojrzeć karmienie dzikich zwierząt to wyzwanie z pogranicza biologii, dietetyki, czy anatomii. Wymaga bardzo dużej wiedzy, rozwagi oraz pieniędzy. We wrocławskim zoo na wszystkie te „schody pod górkę” pracownicy chętnie się zgadzają, wiedząc, że to dla dobra zwierząt.
– Pracuję w zoo od 8 lat, a wcześniej byłam tu na praktykach. Od zawsze chciałam pracować ze zwierzętami, ale dopiero tu zrozumiałam, że mam okazję nie tylko opiekować się nimi, ale przyczyniać się do przetrwania zagrożonych gatunków. Dzięki mojej pracy mam bezpośredni wpływ na kondycję i samopoczucie zwierząt. Dlatego każdą dietę czy nawet najdrobniejszą zmianę wprowadzam bardzo powoli i z rozwagą oraz będąc w stałym kontakcie z opiekunami, bo nie możemy sobie pozwolić na żaden błąd. – podsumowuje Kasprzak.