To nie jest turystyka – to okrucieństwo. Powiedz nie wykorzystywaniu zwierząt

Fundacja Kukang udokumentowała wykorzystywanie zwierząt w turystyce w Tajlandii. Tygrys na zdjęciu przechodzi ogromne cierpienie. To dzikie zwierzę, a nie zabawka. Robienie sobie takich zdjęć potępiamy To skrajne okrucieństwo, nieodpowiedzialność, głupota i krótkowzroczność. Zdjęcie pochodzi z Phuket

Wykorzystywanie zwierząt w turystyce odbywa się na wielką skalę. Przy okazji wakacyjnych wyjazdów każdy człowiek musi rozważyć, czy nie przyczynia się do cierpienia zwierząt.

Wyłapywanie zwierząt z natury, pełna okrucieństwa brutalna tresura, bicie ich, okaleczanie, trzymanie w złych warunkach, głodzenie – to spotyka wiele gatunków wykorzystywanych w turystyce, takich jak słonie, tygrysy, małpy, czy pot. małpiatki.

ZOO Wrocław jest ambasadorem świadomej turystyki – inaczej etycznej turystyki. Z etyką nie ma nic wspólnego m.in. jazda na słoniu, zdjęcia ze śniętym tygrysem czy lwem, oklaskiwanie małpki na sznurku robiące fikołki – to cierpienie zwierząt w czystej postaci. To nie jest „fajna atrakcja”, to nie jest „turystyka”. Żaden człowiek nie ma prawa nazywać się świadomym i odpowiedzialnym turystą biorąc udział w takich procederach. Dlatego mówcie głośne „nie”, informujcie lokalną policję, gdy widzicie takie rzeczy, edukujcie i przekazujcie wiedzę dalej.

Problem jest ogromny, a szerzenie świadomości na ten temat niezwykle ważne. W dobie panującej „mody” na wakacyjne „zdjęcie ze zwierzątkiem” zachęcamy Was – drodzy odwiedzający do uświadamiania w tym temacie rodziny i znajomych.

Drastyczne zdjęcia i drastyczna prawda – tak zwierzęta cierpią przez turystykę

Zespół The Kukang Rescue Program, fundacji czynnie wspieranej przez ZOO Wrocław i Fundację ZOO Wrocław – DODO, udokumentował skalę wykorzystywania lori kukang, orangutanów, słoni i innych dzikich zwierząt w przemyśle turystycznym w Tajlandii. To właśnie Azja jest kontynentem, gdzie do wykorzystywania zwierząt w turystyce dochodzi na największą skalę o niespotykanej brutalności. Zdjęcia, które ilustrują ten artykuł, pokazują rzeczywistość m.in. na wyspie Phuket oraz w Bangkoku. Odkryto tam liczne przypadki wykorzystywania dzikich zwierząt jako atrakcji turystycznych za pieniądze. Cena za pokaz bokserski z udziałem orangutanów, zdjęcie z lori kukang na plaży, czy tygrysem wahają się od 3 do 40 USD, ale prawdziwy koszt, jaki ponoszą zagrożone gatunki, jest niewyobrażalny.

Bangkok – stolica Tajlandii i mekka turystów, a jednocześnie stolica okrucieństwa wobec zwierząt. W jednej z popularnych atrakcji takie barbarzyńskie pokazy są codziennością. Trudno wyobrazić sobie jakich katuszy doświadczyły te słonie, by były gotowe na tego typu „triki”. Tak zwany Safari World należy banować, przestrzegać na jego temat i omijać szerokim łukiem. Podobne miejsca napędzane są przez turystów, dlatego najważniejsze jest z nich nie korzystać

Przeczytaj więcej o kampanii Kukangu „I Am Not Your Toy!” i dowiedz się, jak możesz pomóc chronić dzikie zwierzęta przed cierpieniem

Czytaj więcej o programie Kukang: I’m not your toy

Te pseudoatrakcje nie są etyczne – nie korzystaj, zgłaszaj, piętnuj

Poniżej wymieniliśmy niektóre atrakcje, które są nieetyczne. Przeczytaj i zapamiętaj – nie korzystaj z tego typu rzeczy!

Jak rozpoznać nieetyczną atrakcję?. Wskazówką jest bezpośredni kontakt ze zwierzęciem – dla każdego dzikiego zwierzęcia jest on zły. Jeśli „atrakcja” umożliwia nam dotknięcie, pogłaskanie czy nakarmienie takowego, powinna nam się włączyć czerwona lampka. Dzikie zwierzę powinno pozostać dzikie. Wyłapywanie go z jego siedliska jest okrucieństwem, wywołuje stres, często jest przyczyną znacznego cierpienia fizycznego, a w niemal każdym przypadku uniemożliwia mu powrót do natury i zaburza bioróżnorodność. Także pseudorezerwaty tworzące złudne wrażenie naturalnych siedlisk, ale umożliwiające kontakt ze zwierzętami są szkodliwe i nie są prawdziwymi instytucjami ochrony przyrody.

Jazda na słoniu

Każdy, podkreślmy to, każdy słoń, który daje się dosiąść, cierpiał katusze. Słoń to mądre i wrażliwe, potężne zwierzę. By go zmusić do osiodłania, należy go złamać. Jak to się robi? Bijąc od małego batogami, ciągnąc łańcuchami. Życie to nie „W pustyni i w puszczy”, żaden słoń dobrowolnie nie da na sobie jeździć. To nie koń, to nie wielbłąd – to zwierzę cierpiące najbardziej na nieodpowiedzialnej turystyce.

  • Gdzie najczęściej można spotkać takie „atrakcje”: Azja Południowo-Wschodnia, m.in. Tajlandia, Wietnam, ale także Indie, Sri Lanka
  • Co mogę zrobić?: Nie korzystać. Nie istnieje ŻADNE miejsce na świecie, w którym taka „atrakcja” byłaby etyczna

Cyrki i pokazy sztuczek

Słonie nie cierpią jedynie za sprawą jazdy na nich. Powyżej zamieściliśmy zdjęcie z pokazu słoni w Bangkoku w Tajlandii, gdzie zwierzęta te wykonują cyrkowe sztuczki. W cyrkach cierpią niedźwiedzie, tygrysy, małpy i inne zwierzęta. Zmusza się je biciem do wykonywania poleceń. Niedźwiedź, który „tańczy” do muzyki, od małego był przy tej muzyce raniony w stopy – zmuszany do stąpania po ostrzach, gwoździach lub rozżarzonych węglach. Na dźwięk muzyki reaguje stając na tylnych łapach. Cyrki i podobne im instytucje krzywdzą zwierzęta na gigantyczną skalę i żaden kierujący się dobrem zwierząt człowiek nie może ich wspierać.

  • Gdzie najczęściej można spotkać takie „atrakcje”: na całym świecie
  • Co mogę zrobić?: Nie korzystać. Wrocław jest przykładem miasta, które zakazało tego zbrodniczego procederu. Decyzją władz do Wrocławia mogą wjeżdżać tylko i wyłącznie cyrki bez zwierząt

Pseudorezerwaty, „sanktuaria” i „sierocińce” dla zwierząt

Nie istnieje coś takiego jak etyczne miejsce, gdzie można podziwiać słonie podczas śniadania i kąpieli, wykąpać się z nimi, a nawet je umyć. To pseudorezerwaty i z prawdziwymi rezerwatami nie mające nic wspólnego. Dziką przyrodę można obserwować z daleka, a nie ją kontrolować. W takich miejscach słonie są bite i zmuszane do chodzenia jeden za drugim tam, gdzie wskaże strażnik. W tym do wodopoju, gdzie czekają turyści i gdzie słonie dostają jeść – oczywiście tylko wtedy, gdy turyści patrzą. Jednym z takich pseudorezerwatów jest sierociniec dla słoni w Pinnawali na Sri Lance. Ma tam miejsce karmienie słoni z ręki, skuwanie ich łańcuchami, kąpiele z nimi, popędzanie je batem i bicie za to, że stoją tyłem do turystów – to nie jest normalne, to okrucieństwo. To nie są w żadnym wymiarze dobre miejsca i nie można z nich korzystać. Problem ten dotyczy nie tylko słoni, ale m.in. tygrysów, małp, zwierząt z afrykańskiego safari, m.in. słoni, lwów, gepardów, żyraf itd.

  • Gdzie najczęściej można spotkać takie „atrakcje”: Sri Lanka, Indie, Afryka i Azja Południowo-Wschodnia
  • Co mogę zrobić: wybierać tylko prawdziwe rezerwaty, gdzie słonie żyją wolno i podziwia się je z daleka, jak na safari lub instytucje, których misją jest ochrona słoni (takie jak certyfikowane ogrody zoologiczne), a nie ich skuwanie, batożenie, ustawianie przed zwiedzającymi w rządku i bezpośredni kontakt z turystami

Delfinaria

Delfiny to niezwykle inteligentne zwierzęta, u których dowiedziono występowanie zaburzeń w zachowaniu w wyniku przebywania w zbyt ciasnych delfinariach. Osowiałość, otępienie, bicie głową w ściany basenu, odmawianie przyjmowania pokarmu – to wynik złego traktowania w instytucjach, gdzie delfiny są jedynie zabawką to wykonywania sztuczek, a nie otrzymują odpowiednich warunków i opieki. W niektórych światowych ogrodach zoologicznych są delfiny i odbywają się tam ich pokazowe karmienia, natomiast nie każde zoo podejmuje się szalenie trudnej i odpowiedzialnej misji ochrony tych zwierząt. Jej podstawą jest dbanie o dobrostan delfinów, co jest kosztowne i wymaga szczególnych warunków. Należy piętnować miejsca, gdzie na pierwszy plan wychodzi zarabianie pieniędzy, a pokazy delfinich sztuczek w ciasnych zbiornikach odbywają się jeden za drugim.

  • Gdzie najczęściej można spotkać takie „atrakcje”: Wszędzie tam, gdzie jeździmy na wakacje, także w Turcji, m.in. Antalyi i w Egipcie
  • Co mogę zrobić: Wybierać wyłącznie delfinaria w instytucjach z odpowiednią kadrą, takich jak zoo zrzeszone w EAZA, Europejskim Stowarzyszeniu Ogrodów Zoologicznych i Akwariów

Lemuraria, krainy lemurów

Wszelkie miejsca, gdzie można bez oporu dokarmiać i głaskać lemury, nie mają nic wspólnego z dobrem tych zwierząt. Lemury zawsze chętnie spałaszują orzeszka, rodzynki, czy banana, jeśli im się go zaoferuje. To nie znaczy, że jest to dla nich dobre. Przekarmianie ich na poczet zarabiania na tego typu atrakcji jest godne potępienia. Nie mówiąc o kontakcie z człowiekiem non-stop, ciągłym głaskaniu tych zwierząt i spoufalaniu się z dziką przyrodą. Lemury to dzikie zwierzęta, a wszystkie gatunki (jest ich ponad 20) są w różnym stopniu zagrożone wyginięciem. Te zwierzęta należy chronić, a nie robić z nich maskotki. Owszem, są śmiałe podczas zdobywania pokarmu, skore do wskoczenia na człowieka i nie zrobią nikomu krzywdy poza ewentualnym drapnięciem. To sprawia, że obcowanie z nimi jest możliwe, a w dodatku bardzo atrakcyjne. Świadczą o tym cieszące się ogromną popularnością pokazowe karmienia lemurów w naszym zoo – ale odbywa się to tylko z udziałem opiekunów, a wstęp na wyspę lemurów to wyjątek i mają go tylko pracownicy zoo. Nigdy nie będziemy z tego robić komercyjnej atrakcji.

  • Gdzie najczęściej można spotkać takie „atrakcje”: nawet w Polsce
  • Co mogę zrobić: Wybierać miejsca, gdzie prowadzi się ochronę gatunkową lemurów w odpowiedzialny sposób, czyli ogląda się je, a nie bierze na ręce. Są to ogrody zoologiczne, takie jak nasz. Możesz też wesprzeć program ochrony lemurów prowadzony przez Fundację ZOO Wrocław – DODO

Kawa kopi luwak

Kawa, która swoją wysoką cenę zawdzięcza cierpieniu zwierząt, nie jest warta kupowania. Łaskunek jawajski jest jednym z podgatunków łaskunów – niewielkich, nocnych ssaków drapieżnych. Zamieszkuje lasy deszczowe zachodniej Jawy, jest mało poznany i prowadzi samotniczy tryb życia. Przez wiele lat nie był obserwowany, co rodziło obawy o jego wyginięcie. Niestety człowiek przyczynił się do spadku jego populacji w naturze oraz wykorzystywania w produkcji kawy kopi luwak, powstającej z ziaren wydalanych przez łaskuny. Jej wysokie ceny i popyt zachęcają producentów do zamykania różnych gatunków łaskunów na farmach w ciasnych klatkach i przekarmiania ich ziarnami kawy. Fundacja DODO wspiera konfiskowanie łaskunków z rąk kłusowników na rzecz centrum Prigenark w Indonezji, gdzie urodził się pierwszy osobnik w hodowli zachowawczej. Wycieczki na farmy kawy kopi luwak niestety nadal są popularne w Azji Południowo-Wschodniej.

  • Gdzie najczęściej można spotkać takie „atrakcje”: W Azji Południowo-Wschodniej, m.in. Indonezji, Wietnamie
  • Co mogę zrobić: Nie pić kawy kopi luwak. W zamian możesz wybrać kawę Kukang, która pomaga ratować zagrożone gatunki zwierząt na Sumatrze i godnie żyć jej mieszkańcom! Kawa pochodzi z wioski Kuta Male na skraju lasów deszczowych dzikiej Sumatry. Kupujemy ją bezpośrednio od drobnych rolników po wyższej cenie i pomagamy im poprawić warunki życia. Kawę można kupić m.in. w DODO Cafe – przy pawilonie nowej Lwiarni.

Pamiątki z częściami ciała dzikich zwierząt: pazurem, kłem, skórą

Zwłaszcza w Azji wierzy się w cudowne właściwości rogów nosorożca, kości słoniowej, żółci niedźwiedzi, pazurów, kłów i jąder tygrysów, łusek pangolinów i wielu innych części ciała dzikich zwierząt. To bzdura – takie „leki” przyczyniają się jedynie do zabijania zwierząt i nigdy nikogo nie wyleczyły.
Z odległych krajów nie wolno przywozić takich pamiątek jak skóry, zęby, czy pazury. Podobnie z nalewkami z zanurzonym z nich wężem, z maściami z żółcią niedźwiedzia, koralowcami, czy nawet muszlami. Nie wolno też przywozić wyrobów z drewna objętego regulacjami Konwencji Waszyngtońskiej (CITES). Więcej na ten temat przeczytasz tutaj: nielegalny przemyt zwierząt.

  • Gdzie najczęściej można spotkać takie „atrakcje”: zwierzęta, rośliny i przedmioty z nich wykonane, których nie możemy przewozić w bagażu występują na całym świecie
  • Co mogę zrobić?: sprawdź, czy pamiątka, którą chcesz kupić jest zgodna z przepisami CITES

Dokarmianie

Dokarmianie zwierząt jest prawdziwą plagą – nie tylko w ogrodach zoologicznych, ale w naturze i to na całym świecie. Na przykład gdy w Azji małpa wskoczy na płynącą lasami mangrowymi łódkę, organizator wycieczki nie tylko jej nie odgania, ale sam przywołuje ciastkami i chlebem, bo wie że „spodoba się to” turystom i uznają to za atrakcję. Dokarmianiem zwierząt handluje się na całym świecie, a odbywa się to dla nich z ogromną szkodą. Nie szukają pożywienia same, a uzależniają się od człowieka. Są przekarmiane, spożywają nieodpowiedni dla nich pokarm, w efekcie chorują i umierają. Każde dzikie zwierzę musi zdobywać pokarm samo. Wyjątki (takie jak dokarmianie ptaków mroźną zimą) to promil przypadków! Okropnym przykładem z naszego podwórka jest dokarmianie jelenia w Tatrach przez turystów. Zwierzak dostawał do jedzenia kanapki, jabłka, chipsy i inne śmieci. Nie tylko cierpiał na tym jego żołądek, ale sam jeleń był dotykany, głaskany, ustawiany do zdjęć. Biedak był wywożony z dala od podejścia pod Morskie Oko, ale wracał – bo zwierzę przyzwyczaja się do łatwego pokarmu. Dokarmianie to krzywdzenie.

  • Gdzie najczęściej można spotkać takie „atrakcje”: na całym świecie
  • Co mogę zrobić?: nie dokarmiaj dzikich zwierząt. Nigdy, nigdzie. Po prostu nie

Zdjęcia z lori, z lemurami, ze śniętym wężem, lwem, tygrysem

Wyłapywanie dzikich zwierząt, by ludzie robili sobie z nimi zdjęcia, jest prawdziwą plagą. Kłusownicy i nielegalni handlarze doprowadzają do śmierci tysięcy zwierząt poprzez wyrywanie ich z naturalnego środowiska i traktowanie jak maskotki. W Azji Południowo-Wschodniej, m.in. w Tajlandii, na plażach często widuje się kłusowników z lori kukang (na zdjęciu pod tekstem). Te typowo nocne zwierzęta są przerażone kontaktem z człowiekiem, nigdy nie wracają do naturalnego środowiska i giną przez samolubne instagramowe zachcianki turystów. Podobnie jest z lemurami na Madagaskarze. Bajka „Madagaskar” zapoczątkowała piekło filmowych „Julianów” – lemurów katta. Kłusownicy oferują turystom głaskanie lemura, a zwierzęta trafiają potem do centrum Reniala, gdzie dochodzą do siebie m.in. dzięki wsparciu naszego zoo. Okropne jest także robienie sobie zdjęć z tygrysami (na zdjęciu powyżej), lwami i innymi dużymi drapieżnikami. Są one trzymane od małego na uwięzi i faszerowane lekami, które otępiają je i wpływają źle na ich zdrowie. Nie róbcie sobie także zdjęć z podawanymi wam (czasami bez pytania) wężami. To „atrakcja” spotykana głównie w Azji. To zazwyczaj dusiciele, które są tak skonane przez podawanie ich sobie z rąk do rąk, że nie mają siły nawet owinąć się wokół ręki. Podobny los spotyka m.in. małpy, ptaki i wiele innych zwierząt.

  • Gdzie najczęściej można spotkać takie „atrakcje”: na całym świecie
  • Co mogę zrobić?: Nie korzystać. Rób zdjęcia dzikiej przyrodzie, zabytkom i sobie. Cierpienie zwierząt nie jest warte niczyich „słitfoci”
Lori kukag wyłapywane przez nielegalnych handlarzy są przerażone i tracą życie w wyniku stresu i nieodpowiednich warunków przetrzymywania. Są pokazywane turystom jak zabawki, a handlarze każą sobie płaci za robienie sobie zdjęć z lori.

Małpki na sznurku i wąż w koszyku

Pokazywanie zwierząt robiących „sztuczki” w tłumie ludzi i kupczenie ich pokazami niczym na jarmarku, niestety ma wielką tradycję i jeszcze większy zasięg. Na całym świecie, także w Europie można spotkać kataryniarzy z małpkami. W Maroku, zwłaszcza na placu Jemaa el-Fnaa w Marrakeszu, małpki uwiązane na sznurku do nielegalnego handlarza, skaczą salta i wykonują inne sztuczki. Są nawet wytresowane do wskakiwania turystom na plecy, a ich właściciele nagabują potem do płacenia za taką „atrakcję”. W rzeczywistości taka bolesna tresura nie ma nic wspólnego z życiem tych małp w naturze. Na tym samym placu można zobaczyć kobry w koszyku, wijące się do muzyki jak tancerze. Węże te w rzeczywistości reagują na ruch fletu. Często są pozbawiane zębów jadowych, by nie były groźne dla zaklinaczy.

  • Gdzie najczęściej można spotkać takie „atrakcje”: Maroko, Indie, Nepal, Sri Lanka
  • Co mogę zrobić?: Nie korzystaj i sprzeciwiaj się płaceniu, jeśli zwierzę na ciebie wskoczy lub zostanie ci podane do rąk oraz gdy jesteś zmuszony do „płacenia za oglądanie”

Walki zwierząt

Na zdjęciu zamieszczonym na końcu tekstu widać dwa orangutany w ringu. Mają założone rękawice bokserskie i zmuszane są do walk ku uciesze gawiedzi. To szokujący obrazek z Bangkoku. Nie ma słów, by określić jak bardzo zdemoralizowani są twórcy tego piekła dla zwierząt. Cegiełkę do ich katorgi dokłada każdy, kto płaci za bilet do tego typu miejsc. Nielegalne walki zwierząt dotyczą także m.in. kogutów i psów – te popularne są m.in. w Ameryce Południowej, ale mają miejsce i w Polsce.

  • Gdzie najczęściej można spotkać takie „atrakcje”: głównie Azja Południowo-Wschodnia, Ameryka Południowa, ale niestety także Europa, w tym, Polska
  • Co mogę zrobić?: Nie korzystać. Tu nie ma żadnej etycznej alternatywy
Safari World w Bangkoku to miejsce, gdzie bestialstwo goni bestialstwo. Organizacja Kukang wspierana przez Fundację ZOO Wrocław – DODO nagłaśnia proceder i stara się doprowadzić do zamknięcia takich pseudoatrakcji. Na zdjęciu oragnutany podczas „gali tajskiego boksu”

Dzikie zwierzęta jako domowe maskotki: fenki, serwale, magoty

Corocznie ze środowiska naturalnego w Maroku wyłapywanych jest około 300 młodych magotów. Trafiają one do hodowców-amatorów w Europie, gdzie jako domowi ulubieńcy żyją pozbawione towarzystwa innych małp. Zamknięte w klatce, lub uwiązane na łańcuchu. Młode magoty wyrastają na na silne i niebezpieczne zwierzęta. Zbyt niebezpieczne, aby trzymać je w domu. Hałasują, brudzą, gryzą, niszczą meble, mogą atakować domowników. Mają bardzo ostre zęby, silne ręce i mogą wyrządzić realną krzywdę człowiekowi. Kiedy stają się uciążliwe przestają być domowymi maskotkami, są porzucane lub zabijane.
Podobnie jest z fenkami, liskami pustynnymi sprowadzanymi jako domowe zwierzątka, które wydają się urocze, ale są dzikimi zwierzętami. W domu nie ma żadnych możliwości dać im dobrych warunków. Ponadto drapią, niszczą domowe sprzęty i bardzo śmierdzą. Dlatego są wyrzucane na ulicę, oddawane jak niechciane przedmioty.
Popularne jest także traktowanie jak domowych kotków dzikich kotów, takich jak serwale, karakale, czy uzyskiwanie w wyniku krzyżówek kota domowego i serwala kotów savannah. Taka „rozrywka” jest szczególnie popularna w Rosji. Hodowla dzikiego kota jako domowego to zbrodnia. A niektórzy idą dalej – w domu mają pumy, czarne pantery, lwy, czy nawet tygrysy.

W USA zdarza się udomawiać dzikie szopy. By daleko nie szukać – widzieliśmy szopa na smyczy na ul. Legnickiej we Wrocławiu. To dzikie zwierzę, nie domowe (w dodatku inwazyjne). Nie wszystko możemy udomowić!

  • Gdzie najczęściej można spotkać takie „atrakcje”: dzikie zwierzęta stają się domowymi pupilami m.in. w Rosji, na Bliskim Wschodzie, w USA i Europie
  • Co mogę zrobić?: Kup sobie rybki, chomika, weź ze schroniska kota – w pełni legalne domowe zwierzę

Zupa z płetwy rekina

Człowiek zabija rocznie ponad 100 milionów rekinów. 11408 ginie co godzinę – czasami w wyniku zmasowanych połowów, a najczęściej tylko i wyłącznie dla zupy z płetwy rekina. Płetwy rekinów według pseudomedycyny azjatyckiej uważane są za afrodyzjak i panaceum o rzekomo leczniczych właściwościach. W ponad 60 azjatyckich krajach, głównie Chinach, zjada się rocznie 3 000 ton płetw rekinów, a ich cena za kilogram może przekroczyć 300 euro. Niestety europejskie kraje pośredniczą w tym handlu. Tymczasem słynna zupa z płetwy rekina nie ma żadnych udokumentowanych właściwości leczniczych. W wielu przypadkach po odcięciu płetw rekinów reszta ich ciała jest wyrzucana z powrotem do oceanu. Procedura ta, znana jako „finning”, jest wyjątkowo okrutna, ponieważ rekiny bez płetw nie mogą pływać, opadają na dno i często umierają z powodu uduszenia (brak przepływu wody przez skrzela), krwotoku lub są zjadane przez inne drapieżniki.

  • Gdzie najczęściej można spotkać takie „atrakcje”: w Azji Południowo-Wschodniej i Chinach
  • Co mogę zrobić?: Nie jeść zupy z płetwy rekina ani mięsa rekina

Nurkowanie z rekinami

Wątpliwą etycznie atrakcją jest także nurkowanie z rekinami. Zwierzęta te swobodnie migrują na duże odległości i nie ma gwarancji ich spotkania w konkretnym miejscu. Organizatorzy nurkowań zwabiają więc rekiny mięsożerne dużą ilością zanurzonego w wodzie ociekającego krwią mięsa. Dzieje się tak m.in. u wybrzeży RPA, a konkretnie na południe od Kapsztadu. To tutaj, w miejscu spotkania Oceanu Indyjskiego i Atlantyckiego, znajduje się największa i najbardziej zróżnicowana populacja rekinów na świecie. Wioska portowa Gansbaai ma reputację „światowej stolicy rekinów”, choć głównie wielorybich (niegroźnych dla człowieka, odżywiających się głównie planktonem i małymi rybami). Tym niemniej zwabianie rekinów w miejsca nurkowania zaburza ich naturalną migrację. W efekcie spodziewając się pożywienia przypływają do wybrzeży częściej, częściej mogą też atakować ludzi. Nawet jeśli rekiny nie są dokarmiane, co jest jednym z najczęstszych powodów zmian w ich zachowaniu, sama nasza obecność może wpływać na ich „normalną” rutynę.

  • Gdzie najczęściej można spotkać takie „atrakcje”: RPA, Austalia
  • Co mogę zrobić?: ponieważ trudno o pewność, czy rekiny nie są zwabiane jedzeniem do klatek, najlepiej z tych atrakcji nie korzystać

Farmy krokodyli

Stłoczone na małej powierzchni krokodyle rozmnaża się w celach hodowlanych (na mięso) głównie w Azji Południowo-Wschodniej. Przy okazji takie farmy pokazuje się turystom (to łatwy zarobek i wartość dodana). Warunki w jakich żyją gady są bardzo złe. Samo mięso nadaje się do spożycia, ale popyt na nie jest napędzany przez turystykę.

  • Gdzie najczęściej można spotkać takie „atrakcje”: w Azji Południowo-Wschodniej
  • Co mogę zrobić?: Nie odwiedzać farm krokodyli

Czy konie i wielbłądy cierpią na turystyce?

To zależy. Czasami nie, bardzo często – niestety tak.
Konie, wielbłądy, ale też np. osły to zwierzęta wykorzystywane przez człowieka od tysiącleci do przewozu dóbr i ludzi, ale także w rolnictwie czy górnictwie. Owszem, są zdolne do przewożenia ciężarów i pokonywania znacznych odległości. Ale wszystko ma swoje granice. Zwierzęta juczne i pociągowe to żyjące, czujące stworzenia i też mają swoje granice. Ich wykorzystywanie nie może się odbywać nieodpowiedzialnie i w niekontrolowany sposób.

Innymi słowy: o ile nie ma nic złego w przejażdżce na wielbłądzie, o tyle skala, na jaką wykorzystywane są te zwierzęta w krajach takich jak Egipt, Tunezja, czy Maroko, jest ogromna i niewiele już ma wspólnego z dobrem zwierząt. Jeśli wielbłąd wyrywa się, wierzga, pluje, kopie, może to świadczyć o tym, że jest eksploatowany ponad swoje siły i nie powinniśmy go dosiadać. W zapewnienia, że „wszystko jest w porządku i on tak ma” nie możemy wierzyć. Przewoźnik będzie chciał na nas zarobić, bądźmy mądrzejsi.

Koń od tysiącleci służył człowiekowi na szereg sposobów, od ciągnięcia pługa po udział w bitwach, ale także jest żyjącą istotą i ma swoje limity. Nie można się nazywać odpowiedzialnym turystą dosiadając konia, który dowiezie nas do bazy pod Mt Everestem, co nie jest dla niego naturalnym środowiskiem. Żeby nie szukać tak daleko – nie może siebie nazwać wrażliwym i etycznie postępującym turystą nikt, kto wsiada na bryczkę na Morskie Oko, a jest w stanie dojść tam sam.