Ogrodnik jak detektyw i inni absolwenci – specjaliści ZOO Wrocław zaczynali na UPWr
Źródło: Głos Uczelni 242/2025 Uniwersytet Przyrodniczy we Wrocławiu str. 36
Jacek Jerzmański, absolwent architektury krajobrazu UPWr, od czternastu lat pracuje we wrocławskim zoo jako ogrodnik terenów zielonych. Jego największą pasją okazały się być nie tylko rośliny, a ludzie i ich nieopowiedziane dotąd historie. Po godzinach pracy tropi losy przedwojennych opiekunów zwierząt i osób związanych z zoo. Szuka ich w księgach adresowych, dawnych księgach podatkowych i na starych fotografiach – przywracając pamięć o ludziach, których nazwiska zostały zapomniane.
Czarno-białe zdjęcie sprzed kilkudziesięciu lat. Gorylica patrzy prosto w obiektyw, obok niej stoi starszy mężczyzna.
– Zwierzę było podpisane, ale o człowieku nie było żadnej informacji – wspomina Jacek Jerzmański.
Wtedy właśnie po raz pierwszy pomyślał, że coś tu nie gra. Że zna historie zwierząt – skąd przyjechały, jak się nazywały, kiedy zmarły. Ale nie zna ludzi, którzy z nimi żyli. Opiekunów, osób karmiących, ogrodników. Tych, którzy przychodzili do pracy codziennie przez lata, a potem zniknęli bez śladu. Niektórzy opiekunowie nawet mieszkali w wynajmowanych pomieszczeniach na terenie zoo, np. w małpiarni, słoniarni, nieistniejącym budynku małych drapieżników i w budynku dawnego głównego wejścia do zoo.


Od tamtego momentu minęło kilka lat. Dziś Jacek Jerzmański ma już listę 63 nazwisk przedwojennych opiekunów zwierząt i osób powiązanych z zoo. Każde z nich prowadzi do kolejnych. Niektóre nazwiska odnalazł na płytach nagrobnych, które w latach 50. XX wieku zostały przywiezione z rozbieranych niemieckich cmentarzy i wykorzystane do budowy ścieżek oraz murów ogrodu zoologicznego. W ten sposób zoo stało się dla niego nie tylko miejscem pracy i domem dla zwierząt, ale też miejscem pamięci.
Przeglądanie archiwalnych zdjęć doprowadziło do pierwszych odkryć. Na jednym z nich opiekun z szympansem, na innym człowiek w słoniarni.


– Chciałem poznać tych ludzi z imienia i nazwiska. Dowiedzieć się, co się z nimi stało – mówi absolwent UPWr.
Jedne z pierwszych odnalezionych postaci to Wilhelm i Heinrich, dwaj bracia pracujący w zoo. Wilhelm opiekował się słoniami i mrówkojadami od 1929 do początku 1945 roku. Heinrich był opiekunem najbardziej sławnego szympansa Moritza. Wilhelm zginął podczas oblężenia Wrocławia – trafił go odłamek pocisku artyleryjskiego, który spadł w pobliżu jego stanowiska pracy. Zmarł na klinikach niedaleko zoo i został pochowany na ówczesnym cmentarzu tymczasowym na Benderplatz, dzisiejszym placu Strzeleckim. Później jego szczątki przeniesiono na cmentarz w Nadolicach. Heinrich przeżył, podobnie jak jego podopieczny Moritz, ale musieli się rozstać, gdy wojenna rzeczywistość zmieniła granice miasta. Po wojnie losy pracowników niemieckich były przesądzone – przesiedlenia, nowe władze, nowe porządki. Nikt z przedwojennej kadry nie mógł piastować funkcji opiekuna zwierząt. Przeżywszy wojnę zostali oddelegowani do wykonywania prac w gospodarstwach ogrodniczych i szkółkach miejskich drzew na Zimpel (Sępolno). Później ostatni dyrektor Zoologischer Garten Breslau oddelegowany został do katalogowania ocalałych zbiorów obecnego Muzeum Przyrodniczego.


I tak Jacek Jerzmański wpadł – wciągnęła go fascynacja przedwojennym Wrocławiem i historią ludzi związanych z nim, a w szczególności z zoo. Zaczął szukać coraz więcej informacji. Przedwojenne księgi adresowe, dostępne choćby w bibliotekach cyfrowych, zawierają nie tylko nazwiska, ale też zawody. Dzięki temu szybko trafiał na ludzi z zawodem Tierwärter – opiekun zwierząt. Przesiewał nazwiska, filtrował wyniki. Oto najciekawsze historie.
Zachęcamy do lektury całości arcyciekawego tekstu w październikowym numerze Głosu Uczelni, czasopisma Uniwersytetu Przyrodniczego we Wrocławiu. Artykuł znajduje się na stronie 36. Zobacz: Głos Uczelni – Ogrodnik jak detektyw
W artykule mowa nie tylko o Jacku, ale także o absolwentach UPWr, opiekunach oraz specjalistach wsparcia działu hodowlanego, którzy w naszym zoo znaleźli prawdziwą pracę z powołania.
Zachęcamy do lektury.


