Bartek i Kuba liczyli wyraki i lotokoty na Filipinach. Posłuchaj o ich wyprawie
17 października 2025 roku zapraszamy na spotkanie ZOO i DODO Na Ratunek Wyrakom.
Podczas piątkowego wykładu o godzinie 17:00 w sali audytoryjnej w Afrykarium wrocławskiego zoo przedstawione zostaną najnowsze informacje z Filipin. Naszymi prelegentami będą pracownicy ogrodu zoologicznego Jakub Leśniewicz oraz Bartłomiej Siemież, którzy w tym roku w ramach misji ochrony przyrody wyruszyli na Filipiny i do Wietnamu, a także Filip Wojciechowski od lat zaangażowany w ochronę wyraków z ramienia Fundacji Kahibalo.
Osoby zainteresowane udziałem w tym spotkaniu proszone są o wpłatę darowizny na konto Fundacji ZOO Wrocław – DODO: 89 1020 5226 0000 6102 0547 2040 z dopiskiem WYRAKI.
100% darowizny zostanie przeznaczone na wsparcie projektu ochroniarskiego wyraków prowadzonego przez Fundację Kahibalo. Wejście do zoo 17.10.2025 r. przez bramę służbową od godziny 16:00.
Liczyli wyraki i lotokoty – posłuchaj o ich wyprawie
Bartek Siemież i Kuba Leśniewicz, opiekunowie zwierząt z wrocławskiego zoo, wyruszyli na Filipiny, by wspólnie z fundacją Kahibalo liczyć wyraki i lotokoty. Po co? Wiedza na temat ich liczebności nie tylko uzupełni statystyki, ale może przyczynić się do zwiększenia ochrony tych zwierząt w naturze.
Po trzech tygodniach w filipińskiej dżungli odwiedzili także ośrodek Free The Bears w Wietnamie, gdzie pomagali w opiece nad niedźwiedziami himalajskimi i malajskimi, skonfiskowanymi z nielegalnych farm żółci. O swojej wyprawie do Azji opowiedzą podczas piątkowego spotkania ZOO i DODO Na Ratunek Wyrakom. Naszym gościem będzie także Filip Wojciechowski od lat zaangażowany w ochronę wyraków z ramienia Fundacji Kahibalo.
Bartłomiej Siemież na co dzień jest opiekunem małp we wrocławskim zoo. Marzenie o wsparciu projektów ochroniarskich zrodziło się w jego głowie wiele lat temu i podobnie jak chęć zostania opiekunem zwierząt w zoo, czekało na odpowiedni moment. Do wyruszenia na drugi koniec świata skłonił go kontakt z Fundacją Kahibalo i ludźmi takimi jak Filip Wojciechowski, zaangażowanymi na co dzień w monitorowanie i ochronę filipińskiej fauny.
Bartek na wyprawę zabrał przyjaciela, Jakuba Leśniewicza, który we wrocławskim zoo jest opiekunem zwierząt terraryjnych. Choć na co dzień nie ma do czynienia ze ssakami, postanowił wyjechać razem z Bartkiem do Azji Południowo-Wschodniej. Wyprawa trwała nieco ponad miesiąc, odbyła się w czerwcu tego roku.


Przygoda w dżungli
Nasi opiekunowie polecieli na Cebu, potem promem na Bohol, a potem jeszcze autobusem – podróż zajęła trzy i pół dnia z powodu przełożonego lotu. Na Filipiny dotarli po postoju w Atenach. Na miejscu spotkali się z resztą osób biorących udział w projekcie – filipińskich studentów, którzy uczestniczyli w liczeniu w ramach swoich prac dyplomowych.
Początek pory deszczowej okazał się łaskawy dla naszych opiekunów. Było ryzyko, że deszcz uniemożliwi badania, dlatego swój czas zaplanowali z nawiązką.
– Od dziecka marzyłem o wyprawie do dżungli i o ratowaniu populacji dzikich zwierząt w naturze. Nigdy nie zapomnę pierwszej wizyty w dżungli. Jest zdumiewająca, zapiera dech – opowiada Bartek Siemież.



Liczenie lotokotów i wyraków
Projektami Fundacji Kahibalo są monitoring populacji wyraków i lotokotów. O zwierzętach tych piszemy więcej na końcu tekstu.
Na początku badacze wyznaczali 500-metrowe trasy (tak zwane tranzykty), wzdłuż których liczyli oba gatunki. Wyznaczano je w dzień (przedzieranie się przez dżunglę lepiej zaplanować, gdy jest widno), a samo liczenie odbywało się oczywiście po zmroku, gdyż lotokoty i wyraki są nocnymi zwierzętami.
Badanie siedlisk polegało także na porównaniu reprezentatywnych obszarów pod względem tego, czy są dobrym środowiskiem dla wyraków i lotokotów. Wyznaczono kwadraty 10 na 10 metrów i opisywano większe drzewa (o odpowiednim obwodzie i wysokości).


Tryb życia wyraków i lotokotów jest samotniczy i zazwyczaj nie występują blisko siebie. Łączą się jedynie w porze godów. – Raz widzieliśmy matkę z dzieckiem i to był jedyny moment, gdy obserwowaliśmy więcej niż jednego wyraka naraz – opowiada Bartek.
Raz widzieli też polującego wyraka, a to jedyny typowo mięsożerny naczelny. Wyraki trudno zauważyć, gdy się nie ruszają, więc tym cięższe było to zadanie.
Lotokoty żyją w koronach drzew, a wyraki na wysokości około 2 metrów. Co ciekawe nadal mało wiadomo o tym gdzie w ciągu dnia spędzają czas lotokoty.
Ile jest lotokotów i wyraków?
Celem badań było określenie liczebności wyraków i lotokotów na badanych fragmentach dżungli. Lotokoty mają najniższą kategorię zagrożenia (LC), a wyraki filipińskie są bliskie zagrożenia (NT).
– Kahibalo uważa że te liczby są jednak niedoszacowane, a zwierzęta te powinny mieć kategorię jeszcze wyższą – tłumaczy Bartek. Badania takie, jak te w których uczestniczyli nasi opiekunowie, mogą być w przyszłości podstawą do określenia liczebności na nowo.
Raczej wyraków filipińskich i lotokotów są tysiące, a nie setki. Ile dokładnie? To właśnie próbuje ustalić Kahibalo. Wiedza na temat liczebności poszczególnych gatunków bardzo często jest nieaktualna, a zebranie nowych danych ma ważny cel – zwiększenie działań ochroniarskich lub rozpoczęcie realnych programów ochrony danego gatunku.
Free The Bears

Badania na Filipinach ostatecznie trwały trzy tygodnie, a ostatni tydzień chłopaki spędzili w Wietnamie. Pojechali pomóc organizacji Free The Bears, która ratuje niedźwiedzie himalajskie i malajskie. Inne ośrodki FTB są w Laosie i Kambodży.
Niedźwiedzie trafiają do tej organizacji zazwyczaj z farm żółci, gdzie całe życie, od małego niedźwiadka, spędzają w malutkiej niewiele większej od nich klatce z rurką podłączoną do wątroby. W Azji Południowo-Wschodniej wierzy się w rzekomo cudowne działanie medykamentów z żółcią niedźwiedzi.
– W Wietnamie bardzo zmienia się świadomość i młodzi ludzie nie korzystają już z pseudomedycyny, tylko sięgają po medycynę konwencjonalną. Nawet gdy żółć jest tworzona syntetycznie, w ogóle nie wykazują nią zainteresowania. Z żółci korzystają najczęściej starsi ludzie i wierzą jeszcze w jej działanie. Ci po czterdziestce raczej nie sięgają już po takie środki – mówi Bartek.
Co to są lotokoty i wyraki?

Lotokoty filipińskie nie mają właściwie krewnych poza łasicolotami malajskimi – te dwa gatunki należą do rzędu latawców. Poruszają się między koronami drzew lotem ślizgowym, rozpościerając fałd skórny między przednimi i tylnymi łapami. Nie mają jednak nic wspólnego z innymi szybującymi ssakami, takimi jak chociażby polatuchy (te należą do rzędu gryzoni, to latające wiewiórki), czy latające torbacze – pseudopałankowate (wśród nich są na przykład wolatuchy). Te trzy wymienione rzędy i podrzędy są ze sobą niespokrewnione, choć wykształciły podobne przystosowanie do poruszania się i zdobywania pokarmu.
Lotokoty filipińskie to roślinożerne ssaki, zamieszkujące korony drzew, między innymi palm. Ich polska nazwa jest o tyle nietrafiona, że z kotami nie mają nic wspólnego. A z wyglądu… Cóż, w ciągu nocy, gdy te zwierzęta są najbardziej aktywne, ich kształt można pomylić niemal ze wszystkim – zobaczcie zresztą sami.
Wyraki to inaczej tarsjusze – jest ich wiele gatunków i wszystkie pochodzą z Azji Południowo-Wschodniej, konkretnie z rejonów Borneo, Celebesu i południowej Sumatry oraz południowych Filipin. Bartek i Kuba na Filipinach liczyli konkretnie wyraki filipińskie (Carlito syrichta).
Te ciekawe zwierzęta wyróżniają się ogromnymi oczami (jak pisała o tarsjuszu Wisława Szymborska – „zwierzątko małe, złożone z dwóch źrenic i tylko bardzo już koniecznej reszty”). Są przedstawicielami rzędu naczelnych, podobnie jak my – ludzie, małpy czy lemury. Mają tym samym przeciwstawne kciuki, czy też linie papilarne na palcach.

Najciekawsza jest ich dieta, gdyż są jedyną rodziną ssaków naczelnych, które są wyłącznie drapieżne. W ich menu ląduje tylko pokarm zwierzęcy – najczęściej bezkręgowce, ale wyraki pomimo swych niewielkich rozmiarów (są wielkości pięści, dorastają do 15 cm długości ciała) są w stanie złapać małe węże, jaszczurki, ptaki, czy nietoperze.

